Bardzo często spotykam się z zarzutami, że jako osoba wierząca, nie powinnam zajmować się feng shui bo to okultyzm, diabeł i w ogóle. Zwłaszcza „w ogóle”. Gdy wpiszemy w wyszukiwarkę hasło „feng shui”, znajdziemy sporo stron na których księża a szczególnie egzorcyści grzmią, że okultyzm i demony zalewają świat. W obawie przed demonami zaleca się więc unikać niektórych zabawek (poczciwe klocki Lego), książek (Harry Potter), zespołów muzycznych (Metallica) i oczywiście feng shui ale bardzo podejrzane są też symbole pacyfistów, wizerunki motyli i tak dalej. Lista jest bardzo długa. Gdzieś na końcu tej listy można znaleźć również poważne zagrożenie związane z paznokciami pomalowanymi na czerwono…
Ale wracając do feng shui. Zabawna jest zasada „nie znam ale się wypowiem”. Wiele osób opowiada niesamowite rzeczy o feng shui, jakoby zapraszało do życia diabła a ludzie nim się zajmujący (feng shui, nie diabłem) nagle zaczynają zachowywać się dziwie, unikają święconej wody, skręca ich po wejściu do kościoła i zaczyna prześladować pech, choroby i wszelkie inne plagi. Zazwyczaj są to ludzie nie mający pojęcia o prawdziwym feng shui. Gdy czyta się ich wypowiedzi, opisujące rzekome „zasady” feng shui, można paść na miejscu z wrażenia.
Feng shui to po prostu wiedza o tym, jak na nas oddziałuje otoczenie. I okazuje się, że może działać na nas nie tylko na poziomie psychiki (czujemy się gdzieś dobrze albo nie) ale też na poziomie fizjologii (pewne miejsca mogą przyciągać choroby). To psychologiczne działanie nie jest niczym niezwykłym czy bulwersującym, bo przecież wiele uczelni kształcących architektów, naucza psychologii przestrzeni. Jednym ze specjalistów w tym temacie jest na przykład prof. Augustyn Bańka. Jednak Chińczycy poszli nieco dalej i włączyli w to czynnik czasu i kierunku. Czyli jeśli widzimy z okna górę w jakimś kierunku to może ona przynieść nam zdrowie lub chorobę. W dodatku jej działanie może się zmieniać w czasie. Te zasady wynikają z tysięcy lat obserwacji przyczyn i skutków, dokonywanych przez chińskich uczonych. Nie są to żadne czary. Co ciekawe, nie trzeba w nic wierzyć. Otoczenie działa na nas czy tego chcemy czy nie. Dla niektórych jednak pewne rzeczy, których nie da się obecnie wyjaśnić naukowo – są od razu okultyzmem albo magią.
Dawniej znachorki palono na stosach, bo zbierały pewne zioła w nocy, podczas pełni Księżyca. To czary i kontakt z diabłem! – grzmieli księża i prości ludzie. Dopiero po wielu latach botanicy odkryli ciekawe zjawisko, polegające na tym, że w pewnych fazach Księżyca soki rośliny gromadzą się obficiej w górnych jej częściach a w innych – w dolnych częściach. Dlatego też pozyskujemy zioła i naturalne leki w zależności od postaci – jeśli potrzebujemy korzeń, będzie to w inne dni niż gdy potrzebujemy liści. I to jest cała ta „okultystyczna” tajemnica. Podobnie zapewne okaże się kiedyś z feng shui. Istnieją bowiem nie zbadane jeszcze przez nas wpływy. Po prostu. Nauka nie jest w stanie ich jeszcze zbadać ani udowodnić. Tak samo jak kiedyś choroby były karą za grzechy, bo bez mikroskopu lekarze nie byli w stanie dostrzec chorobotwórczych mikrobów.
Feng shui nie ma nic wspólnego z religią. Nawet nie trzeba wierzyć w działanie feng shui, ponieważ formy terenu będą na nas działać niezależnie czy tego chcemy czy nie. Pełnia Księżyca, zaćmienia Słońca i wybuchy na Słońcu to też wpływy otoczenia, tego dalszego. I nikogo to nie dziwi, że podczas pełni rodzi się więcej dzieci, ludzie są bardziej emocjonalni i popełnia się też wtedy więcej zbrodni w afekcie. Wybuchy na Słońcu oprócz zakłócania pracy urządzeń elektronicznych, podobno też wpływają na psychikę ludzi, czyniąc ich bardziej pobudzonymi, rozkojarzonymi i emocjonalnymi. Za jakiś czas może naukowcy znajdą odpowiedź na nurtujące nas pytanie, dlaczego feng shui działa.
Ciekawe wnioski naukowe, zbieżne z teorią feng shui, przedstawiłam szerzej w jednym z moich artykułów.
Generalnie feng shui zajmuje się kierunkami i formami terenu. Zahacza też o kolory i dźwięki. Wszystko to opiera się o tysiące lat obserwacji, dzięki którym możemy przewidzieć co się będzie działo w jakimś miejscu. Kolor i dźwięk to aspekty fizyczne; akurat to zostało całkiem dobrze zbadane naukowo. Stosuje się już nawet terapię dźwiękiem (muzykoterapia) czy kolorem (naświetlania, badanie wpływu poszczególnych kolorów światła na ludzki organizm). Pozostaje jeszcze zbadanie dlaczego ten sam dźwięk czy ten sam kolor działa różnie w różnych miejscach. Czy to wszystko nazwałabyś magią? Powiedziałbyś że to okultyzm? Dodatkowo jeszcze każdy człowiek może inaczej reagować na to samo otoczenie. Czy to też jakieś czary?
Ludzi niepokoją też pewne atrybuty związane z ludowymi zwyczajami w Chinach a przeniesione żywcem na nasz grunt. Prawdziwe feng shui nie potrzebuje takich remediów, bo najważniejsze są kierunki i właściwy rozkład funkcji w mieszkaniu, czyli sypialnie w dobrych miejscach a schowki i ubikacje w złych. Oczywiście jest jeszcze warstwa psychologiczna feng shui. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę, że ludzki umysł jest potężnym generatorem Qi (czyli tej „siły”, która napędza życie i cały świat). Innymi słowy, nasze otoczenie może wpływać na nas również na poziomie psychiki. Człowiek jest istotą związaną z jakąś społecznością i niesie ze sobą bagaż miejscowych zwyczajów i przekonań. Na przykład katolik powiesi sobie obraz z Aniołem Stróżem i daje mu to poczucie bezpieczeństwa. On się teraz będzie lepiej czuł w tym pokoju. Buddysta umieści statuetkę Buddy i też będzie mieć poczucie wsparcia. Nawet ateista może mieć jakieś przedmioty wywołujące pewne uczucia. To nie musi być wcale związane z religią. Czyli pewne symbole i przedmioty mogą na nas działać w określony sposób. Chociaż generalnie zajmuję się tym bardziej „fizycznym” feng shui, wcale nie wykluczam dobrego działania symboli, talizmanów czy afirmacji. Dla mnie ważne jest jedynie aby nie stosować tego zamiast zaleceń feng shui. Bo to może nie zadziałać. Jeśli śpimy w bardzo złym miejscu, możemy obłożyć się setką figurek i świętych obrazów i niestety to nie pomoże. Natomiast jeśli rozłożymy funkcje w mieszkaniu zgodnie z feng shui i sypialnię mamy w najlepszych energiach zdrowia, to wtedy, ale dopiero na tym etapie, możemy dodać tę warstwę psychologiczną (figurki, amulety). Może ona wzmocnić efekt działania feng shui.
Człowiek jest skomplikowaną istotą. My nie jesteśmy zbiorem narządów zapakowanych w skórę. Mamy odczucia, wspomnienia, wolę życia, charakter oraz poczucie przynależności do jakiejś społeczności. Dlatego często podczas konsultacji, po zaleceniach feng shui, umieszczamy razem z klientem jakąś mandalę, ołtarzyk, figurkę czy talizman. To jest szacunek dla tej osoby. To jest żywa osoba. My nie mamy prawa wejść do jej mieszkania i wyśmiać fakt, że stawia sobie trójnożną żabę przy drzwiach czy że powiesiła mandalę w sypialni. Powinniśmy natomiast uświadomić osobie, że przede wszystkim zajmiemy się kierunkami, funkcjami i kolorami. Reszta może zostać taka jak jest, skoro pomaga to osobie w jakikolwiek sposób. Oczywiście moim zdaniem stosowanie chińskich ludowych remediów takich jak wizerunek nietoperza, flet czy trójnożna żaba – na naszym polskim gruncie – też może słabiej działać, ponieważ przedmioty te pochodzą z innej kultury. Po prostu. Nie mamy odpowiednich skojarzeń. Poza tym nie ma w nich niczego złego. Jedynym „złem” mogłoby być to, że ktoś jest przekonany że statuetka czy obrazek jest lekarstwem na wszystkie kłopoty. Ale po to się spotykamy i rozmawiamy z mieszkańcem aby opowiedzieć o hierarchii działania, o różnych metodach.
Tak więc droga czytelniczko i drogi czytelniku – ozdabiajcie swoje mieszkania pięknymi rzeczami, które uważacie za stosowne i pomocne. Jeśli jednak pragniecie aby naprawdę coś się zmieniło w Waszych życiach – warto sięgnąć po to zwykłe, fizyczne feng shui, ok?