Zupełnie z zaskoczenia ale z wielką radością przyjęliśmy zaproszenie aby odwiedzić Kuala Lumpur. Od dawna planowaliśmy taki wyjazd i teraz nadarzyła się wspaniała służbowa okazja :o) W ogólności szalony wyjazd i mnóstwo atrakcji, słynne wieże Petronas, KL Tower, luksusowe hotele i niesamowite samoloty Emirates z dubajskim lotniskiem w pakiecie :o)
Z linii Emirates korzystaliśmy po raz pierwszy i możemy szczerze polecić. Przede wszystkim więcej miejsca na nogi, wifi i możliwość wysyłania sms z pokładu, świetny zestaw rozrywkowy, pyszne jedzenie (mus czekoladowy jest wprost niebiański!) i wspaniałe wina. Na pokładzie zostałam powitana jak księżniczka :o) #kochamemirates
Uwielbiam atmosferę lotnisk i zawsze podziwiam organizację i logistykę. Lotnisko w Dubaju, gdzie mieliśmy przesiadkę, jest ogromne. I piękne. Elegancja, obfitość, bogactwo, kolory, można chłonąć godzinami. Mnóstwo sklepów najlepszych marek. Ceny kosmetyków i alkoholi niestety nie są przyjazne. Za to sprzęt elektroniczny….tylko wybierać.
Między innymi – samochody z aureolą :o) Kupiłabym, ale koszt transportu mógłby być niepokojący…
Można za to zaszaleć z orzeszkami…
I te palmy wewnątrz – wprost bajka!
Lotnisko jest tak duże, że od jednego terminala do drugiego trzeba jechać dwadzieścia minut busem i potem jeszcze długo iść do swojego gate’u. Jeśli więc masz przesiadkę tutaj, ostrożnie szacuj czas. To są naprawdę duże odległości do przejścia i są dodatkowe kontrole bezpieczeństwa.
Drugi lot to niesamowity piętrowy Airbus A380, bardzo wygodny. Wyposażony też w kilka kamer, dzięki którym można pooglądać co się dzieje dookoła i pod nami.
Po ponad siedmiu godzinach lotu, docieramy do Kuala Lumpur. Również i to lotnisko jest niesamowite. Piękne i pełne przepychu.
I tak nas witają cieplutko :o)
Kuala Lumpur powitało nas chwilowym deszczykiem ale potem znów wyszło słońce.
Ciekawe miasto, bardzo różnorodne. Generalnie bardzo czyste. Zachwyciły nas kolory i architektura. Nie mieliśmy dużo czasu na zwiedzanie, ale udało się „złapać” aparatem kilka miejsc.
Mimo że był to już późny wieczór, na ulicach są tłumy ludzi. Wszystko tętni życiem.
Zostaliśmy zaproszeni na wspaniałą kolację do nieziemsko pięknej restauracji, jak z baśni tysiąca i jednej nocy…
Jedzenie było wspaniałe; w ogóle lubimy kuchnię azjatycką. Ale to miejsce ma duszę i cudowny klimat. Potem udaliśmy się na spacer w miejsce diametralnie inne, pełne energii, temperamentu i hałasu. Czyli deptak z setkami restauracji, knajpek, sklepów i stoisk czy nawet pospolitych garkuchni. Ciekawe przeżycie :o) Dosłownie rzeka ludzi.
Można tu kupić wszelkiego typu jedzenie, co tylko zapragniesz.
Czasem można trafić na zakaz wprowadzania zwierzaków. Zazwyczaj poszkodowane były psy ale tu jest pełna sprawiedliwość – kotom też nie wolno :o)
I miejsce urodzenia Smoka, którego przywiozłam. Stanowisko pracy, gdzie sympatyczny pan „wyplata” z drutu różne różności.
No i te wieże, które widać chyba z każdego miejsca, wyłaniające się z mgieł i tajemnicze…
Po tych atrakcjach wróciliśmy do hotelu – wybrano dla nas słynny Traders Hotel, z widokiem na Petronas Towers. Po prostu niesamowite miejsce! Hotel wspaniały, elegancki ale z pazurem – pazur ów mieści się na 33 piętrze w postaci basenu z barem, gdzie wieczorem rozsuwane są szyby i można podziwiać panoramę miasta i …oczywiście wieże Petronas.
Tak wygląda hotel z zewnątrz. Mieliśmy pokój na 14 piętrze i wspaniały widok.
Tak wygląda hol wewnątrz:
To nasz pokój, niestety na jedną tylko noc, ponieważ rano jedziemy w jeszcze jedno miejsce, ale o tym w następnym odcinku.
Ale za to wieczorem a raczej nocą – obowiązkowy drink Sky33, na 33 piętrze hotelu, w słynnym Skybarze z widokiem na Petronasy :o)
O poranku można skorzystać z kąpieli w basenie i zaraz potem wypić kawę :o)
I oczywiście pyszne śniadanie – bufet z niezliczonymi potrawami. Ale ja wybieram sushi!
Dalsze przepiękne smaki i widoki opiszę w następnym odcinku…Pokochałam to miejsce i jeszcze tu wrócę na dłużej!