Skip to content

Myfengstyle


Strachy na lachy – część 4

Strachy na lachy – część 4

Przed Tobą kolejny odcinek oczyszczania feng shui ze strachów i zabobonów. Jak zwykle, paliwa do artykułu dostarczyli czytelnicy i czytelniczki z naszej Facebookowej grupy. Kochani, jesteście niezawodni!

Zaczniemy od otoczenia. W popularnych książkach często można znaleźć informacje, że nie należy mieszkać w pobliżu czegoś i potem następuje kilometrowa lista tych nieszczęsnych miejsc, które powinniśmy omijać wielkim łukiem. Najgorsze ze wszystkiego ma być sąsiedztwo cmentarza, szpitala i kościoła. Cóż, tutaj użyję pewnego zwrotu, którego nie lubisz: „to zależy”.

Cmentarz kojarzy nam się ze smutkiem i widok konduktów niosących kolejnego zmarłego nie nastraja najlepiej. To prawda. Jednak śmierć to coś bardzo naturalnego i niepotrzebnie robi się z tego tabu. Jeśli ktoś unika widoku cmentarza i kontroluje swoje myśli aby przypadkiem nie pomyśleć o śmierci; myślisz, że przedłuży mu to życie? Niestety nie.

Oczywiście nie twierdzę, że cmentarz za płotem jest najbardziej wymarzonym widokiem. Ale z drugiej strony – jeśli jest tam pięknie, miejsce jest zadbane i pali się sporo świec – to nawet można uznać to miejsce za ładne. Z punktu widzenia feng shui – cmentarz jest miejscem neutralnym. To od naszych myśli i konstrukcji psychicznej zależy czy będziemy odczuwać dyskomfort czy też stanie się to normalnym, neutralnym widokiem za oknem. Znam osoby, które lubią spacerować na cmentarzu i tam świetnie im się udaje uspokoić i pozbierać myśli. Czego się boisz? Że umarły wstanie i zacznie Cię gonić? Że z grobowca wysunie się ręka i chwyci za rąbek Twojego płaszcza? Dlaczego ten zmarły miałby tak zrobić? Owszem, każdy grób oznacza czyjeś cierpienie. Ale po śmierci zmarły jest już wyzwolony z bólu, szczęśliwy i wolny. Dlaczego miałby złośliwie zaczepiać spacerowiczów? Ludzie boją się nieznanego. Nikt z nas nie był jeszcze „po tej drugiej stronie” i nie wiemy jak tam jest. Jednak zakładanie, że zmarli nie mają nic innego do roboty jak tylko straszenie i krzywdzenie żyjących – jest mocno na wyrost. Spójrz na to inaczej. Na cmentarzu leżą też ludzie ciekawi, mądrzy, oczytani, geniusze, artyści, każdy ze swoją historią i doświadczeniami. Dlaczego łatwiej nam założyć, że zmarły pociągnie nas za nogę zamiast na przykład zainspirować i podrzucić ciekawe rozwiązanie ze swojego bogatego doświadczenia? Dlaczego ludzie tworzą taką barierę między światami? Może akurat ci zmarli chcieliby nam w czymś pomóc? Słyszałam wiele opowieści ludzi, którzy właśnie spacerując na cmentarzu wpadli na jakieś mądre rozwiązania swoich problemów albo wręcz doznali inspiracji. Spróbuj. To skarbnica żyć ludzkich i życiowych doświadczeń. Tam wiedza i dobre rady aż wibrują w powietrzu.

Naprawdę nie widzę przeciwwskazań aby mieszkać przy cmentarzu. Jasne, że nie jest to szczyt naszych marzeń, ale jeśli nie masz wyboru i mieszkasz w takim miejscu – spróbuj spojrzeć na to inaczej. Zobacz tę jasną stronę.

Sąsiedztwo szpitala to trochę inna historia. Szpital też kojarzy się z chorobami i cierpieniem no i rzecz jasna także czasem ze śmiercią. Ale niesie też sporo nadziei, ponieważ generalnie większość osób wychodzi stamtąd żywych i zdrowszych. Mógłby ktoś powiedzieć, że lepiej jest mieszkać w pobliżu szpitala niż cmentarza. Ale…czy na pewno? Weź pod uwagę, że szpitale mają czasem ostry dyżur i co chwilę przed Twoim domem mkną karetki pogotowia. Jeśli masz pecha i szpital ma lądowisko dla helikopterów – będzie hałas nad Twoim dachem. Czyli tu już nawet nie chodzi o nasze odczucia czy myśli, jak w przypadku cmentarza. Tu już masz do czynienia z decybelami, zwiększonym ruchem i aktywnością przez całą dobę. Cmentarze nie hałasują….

Jak widzisz, po dokładniejszym zastanowieniu się, nic nie jest czarno-białe. W przypadku szpitali szczególnie. Bo na przykład osoby starsze lub schorowane, mimo wszystko mogą czuć się bezpieczniej blisko szpitala, bo jeśli coś się wydarzy, można uzyskać pomoc natychmiast. Jeśli ktoś bliski leży w szpitalu w pobliżu – łatwiej będzie z odwiedzinami. Tak więc nabiera tu barw stwierdzenie: „to zależy”.

Wiem, że popularne książki odradzają mieszkanie w pobliżu takich przybytków. Ale jak wiadomo – nie należy generalizować, bo wszystko zależy od osobistej wrażliwości i sytuacji.

Co ciekawe, wiele książek odradza też mieszkanie w pobliżu kościoła czy szkoły. Faktem jest, że nie każdemu odpowiadają dzwony kościelne o świcie. W szkole z kolei bywa hałaśliwie podczas przerw miedzy lekcjami i jest zwiększony ruch gdy rodzice przywożą lub zabierają dzieci. Można wiele dyskutować na temat zalet czy wad takich miejsc. Ale jeśli mielibyśmy oceniać je z punktu widzenia feng shui – głównym czynnikiem przeszkadzającym byłby hałas i natężenie ruchu, czyż nie? Poza tym właściwie są to miejsca neutralne. Miejsce modłów nie przyciąga przecież jakiejś szczególnej energii, która mogłaby Ci zaszkodzić. Chyba że…budynek ma niepokojący, groźny kształt albo celuje narożnikiem w Twoje okna lub drzwi. Wtedy już jest inna dyskusja, ok? Ale to z kolei dotyczy formy, o której była mowa w poprzednim odcinku.

Tak więc jeśli masz w pobliżu jakiś szczególny obiekt – spróbuj mu się przyjrzeć w rozsądny sposób, oceniając rzeczywiste wady i zalety. I jak to się ma do Twoich potrzeb i gustu.

Następnym tematem mocno niepokojącym czytelników i czytelniczki, jest brakująca część mieszkania. Innymi słowy – mieszkanie ma nieregularny kształt i gdzieś coś wystaje podczas gdy w innym miejscu czegoś brak. Tego typu obawy zazwyczaj związane są ze słynną Szkołą Czarnych Czapek, głoszącą teorię tak zwanych Ośmiu Sytuacji Życiowych (kącik Kariery, Bogactwa, Związków itd.). Zaniepokojone osoby pytają czy przypadkiem brakujący narożnik Związków nie jest winien ich samotności. Otóż nie. To tak nie działa. Teoria tych „kącików” jest tak wielkim uproszczeniem, że można śmiało powiedzieć, że nawet nie leżała obok feng shui. To nie jest tak, że wszystkie domy na świecie mają kącik Związków w tym samym miejscu. Przecież nawet na jednej ulicy w rzędzie domów tak samo ustawionych względem stron świata – ludzie nie mają takiego samego losu. Jednym się powodzi, innym mniej.

Feng shui jest bardziej skomplikowane i przez to piękne. Stawia na indywidualność. Każdy dom trzeba więc ocenić osobno. Bierzemy pod uwagę wiek domu, jego otoczenie, rozkład pomieszczeń i wreszcie nawet daty urodzenia mieszkańców. Dlatego twierdzenie, że w każdym domu na świecie kącik południowo zachodni odpowiada za Związki – jest nieprawdziwe. Cokolwiek tam postawisz – nie zmieni to Twojej sytuacji. Nie pojawi się nagle książę na białym koniu jeśli postawisz tam parę kaczek mandaryńskich. Owszem, istnieje w domu takie miejsce, które odpowiada za Twoje związki, bogactwo itd. Jednak w każdym domu trzeba takie miejsce znaleźć. Trzeba obliczyć rozkład energii w mieszkaniu, biorąc pod uwagę kierunki i czas. Dopiero wtedy widać gdzie jest jaka energia. Nie wystarczy po prostu przyłożyć bagua (wykres z ośmioma sytuacjami życiowymi).

Ale co z brakującym fragmentem mieszkania w takim razie? Energie generalnie „patrzą” bardziej na formy terenu wokół Twojego domu niż na kształt tego domu. Podstawową sprawą jest zbadanie jak formy terenu wpływają na energie w Twoim mieszkaniu. Góra (lub wysoki budynek) widoczna w jakimś kierunku może wzmacniać zdrowie lub chorobę – zależy jaka stamtąd płynie energia (to widać w wykresie).  Może to być więc strata lub…zaleta. Jeśli w wykresie energii zobaczysz,  że w jakimś miejscu jest energia choroby i w tym miejscu masz brakującą część mieszkania, to w czym problem? Tylko otwierać szampana i się cieszyć. Energia choroby jest poza Twoim mieszkaniem i Ty nie masz tam sypialni. Jeszcze ciekawsza jest sprawa z energią bogactwa. Ta energia lubi duże, wolne przestrzenie, ruch, aktywność i wodę. Nawet jeśli masz brakujący kawałek mieszkania, gdzie ta energia przypada – wciąż możesz z niej korzystać pod warunkiem że masz tam okno lub drzwi. Albo chociaż tyle miejsca aby wstawić akwarium. Widzisz więc, że sam fakt braku jakiejś części mieszkania jeszcze o niczym nie przesądza. Wszystko zależy. Pamiętasz?

Do zobaczenia w następnym odcinku!