Wymyśliliśmy sobie, że w czerwcu chcemy odwiedzić Tajlandię i Kambodżę. Nieważne, że jest pora deszczowa. Nieważne, że w upale jest dodatkowo taka wilgotność, że po przejściu stu metrów człowiek może zostać miss mokrego podkoszulka. To wszystko nic. Chcemy zobaczyć te miejsca teraz i natychmiast :o) I pojechaliśmy…
Wiedzieliśmy, że pierwszy lot będzie zmów na złość Cesarzowi, o czym pisałam tutaj i tutaj. Nic to, z Warszawy do Frankfurtu lecieliśmy obracając się do Cesarza tylną, mniej szlachetną częścią ciała. Niestety znów zauważył….Nasz lot był opóźniony na tyle, że we Frankfurcie mieliśmy 20 minut na przebiegnięcie galopem ponad kilometra, z różnicami poziomów, z jednego terminalu na drugi. Tam czekał na nas samolot do Bangkoku. Rzeczywiście czekał, zaraz po dotarciu naszej zdyszanej grupy na pokład, odjechał rękaw i samolot zaczął kołować na pas startowy. Niestety – o czym jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy – nasze walizki się nie przesiadły i zostały we Frankfurcie. W Bangkoku czekamy przy pasie bagażowym a tu nic…To znaczy nie do końca nic. Po pasie jechała w kółko jakaś czarna szuflada z kartką na której były nazwiska naszej grupy i tekst, że mamy się zgłosić do biura. Cóż było robić…
Początek pobytu zapowiadał się ciekawie, bez szczoteczki do zębów, bez kosmetyków, bez bielizny na przebranie, bez piżamy :o) Na szczęście przewodniczka wywalczyła dla nas po 50 Euro na osobę celem odszkodowania i abyśmy mogli sobie kupić najpotrzebniejsze rzeczy. Walizki miały dojechać następnego dnia. W sumie chyba zaczynam rozumieć Cesarza. Z jednej strony opóźnia loty (już trzecie moje podejście do tematu!) a z drugiej jednak coś daje w zamian. Coś fajnego. W sumie kupiliśmy po szczoteczce do zębów i jakiś wspólny dezodorant, na co wydaliśmy może niecałe jedno Euro z setki. Tam są naprawdę przyjazne ceny, więc doceniam szeroki gest Cesarza z tą walutą :o) Stwierdziliśmy, że ponieważ piżamki dojadą następnego dnia, to nie będziemy inwestować w nowe i w ramach uczczenia pobytu w tropikach, prześpimy noc bez piżamek :o)
Ale lotnisko w Bangkoku jest piękne! Na pasie widać nadjeżdżającą czarną szufladę, wykonującą któreś już okrążenie…
Ale nic to. Gdy tylko rozlokowaliśmy się w hotelu, ruszyliśmy na miasto. Oczywiście padało. Może nawet bardziej lało, ponieważ pora deszczowa wygląda tutaj tak, że jest ściana deszczu przez pół godziny a potem wychodzi słońce i wszystko wysycha. Gdy deszcz trochę osłabł, wybraliśmy się po owe szczoteczki do zębów i zobaczyć okolicę.
Pierwsze co nam się rzuciło w oczy to szaleństwo drutowe, niesamowite plątaniny kabli, wszędzie dookoła.
Prawda że piękne? :o)
Natychmiast skorzystaliśmy też ze świeżych kokosów. Tasakiem okroić, zrobić otwór i wsadzić rurkę a potem delektować się. Mniam!
Tak wygląda Bangkok wieczorem i nocą :o)
Co kilka kroków (dosłownie!) są kapliczki duże i małe. Są w sklepach,na chodnikach i w restauracjach. Dosłownie wszędzie :o)
Miasto zaczyna żyć wieczorem i tłumy ludzi wystawiają swoje stragany, garkuchnie i przeróżne stoiska. Jedzenie jest smaczne i bardzo tanie. My we dwoje najedliśmy się do syta łącznie za całe 5 złotych :o)
Co można robić wieczorem w Bangkoku? Można iść na tajski masaż :o) Całe stada chętnych masażystów i masażystek czekają przed wejściem :o)
Można iść do fryzjera….
Można napić się żmijówki vel skorpionówki…
A nad wszystkim czuwa policjant wyposażony w świetlny miecz rodem z Gwiezdnych Wojen :o)
Wieczorem warto iść do Baiyoke Sky Tower – najwyższego budynku w Tajlandii i tam przy wspaniałej kolacji podziwiać panoramę miasta z góry. Tak wygląda ten budynek:
A takie są z niego widoki:
Gdy spokojnie jedliśmy sobie kolację, nagle nadciągnęła dramatyczna chmura…Pora deszczowa przypomniała o sobie, tym razem wieczorem.
Można też się udać na nocne zakupy, bo wszystko jest czynne prawie do północy a niektóre miejsca nawet dłużej…
Bywa jednak, że sklepy wyglądają tak :o)
Ludzie jak to ludzie, wszyscy zapatrzeni w telefony:
Tak więc udajemy się do swojego hotelu, aby zebrać siły na zwiedzanie w następnym dniu :o)
Ponieważ to w końcu Tajlandia, w pokoju znajdujemy oryginalny zestaw :o)
:o)