Z Vancouveru można popłynąć promem na wyspę Vancouver i naprawdę warto. My mieliśmy na przejechanie naszej trasy około 6-ciu godzin i to jest stanowczo za mało. Tu powinno się zanocować aby obejrzeć i docenić wszystkie uroki tego miejsca.
Zaczęliśmy od uroczej niewielkiej rybackiej miejscowości Cowichan. Wiele tu jest domów wprost na wodzie i bardzo ładny port.
W pewnym warsztacie naprawiającym silniki do motorówek natknęliśmy się na ciekawy cennik :o)
Z Cowichan pojechaliśmy do stolicy wyspy – pięknego miasta Victoria. Tutaj też sporo pływających domów. Ba! Nawet cała pływająca dzielnica…
Mieszkańcy bronią jednak swojej prywatności :o)
Dla chętnych karmienie foki :o)
To już dzielnica mieszkaniowa Victorii.
Tutaj trochę wietrzny ale piękny kraniec wyspy…
Oto centrum Victorii.
Port z atrakcjami; można polatać samolotem startującym z wody lub popływać łódką. Nas niestety ograniczał czas…Ale następnym razem koniecznie!
Trafiliśmy akurat na festiwal sztuki i obrazy powstawały wszędzie, nawet na ulicy.
Część obrazów była trójwymiarowa.
Warto zwiedzić całą wyspę; równie piękna jest jej zachodnia strona. Po prostu musimy przyjechać jeszcze raz :o)