Zawsze marzyłam o odwiedzeniu świątyni Angkor Wat w Kambodży. To niesamowite miejsce znane jest między innymi z filmu „Tomb Raider”. Ale nie spodziewałam się, że sama Kambodża skradnie moje serce. To niesamowity kraj, ze smutną historią, podnoszący się właśnie po politycznych zawieruchach i otwierający się powoli na turystykę. To prawda, jest jeszcze nie zadeptany przez turystów i nie ma tu jeszcze takich tłumów. O ile Tajlandczycy są już nieco zblazowani turystami i przez to czasem mniej sympatyczni, o tyle Khmerowie (mieszkańcy Kambodży) są bardzo otwarci, usłużni tak,że nieba by przychylili.
Jadąc do Kambodży, spodziewaliśmy się mniej więcej tego co zobaczyliśmy – biedne dzielnice, drogi gruntowe, skromne warunki. Jednak rośnie już infrastruktura, budowane są drogi i są też piękne hotele nie gorsze niż w sąsiedniej Tajlandii z wieloletnią tradycją turystyczną.
Zadziwili mnie tamtejsi ludzie. Mimo widocznej biedy i uwarunkowań historycznych, nie ma tu żebraków. Dosłownie. Nie ma. Jest natomiast etos pracy i ludzie starają się na siebie zarobić. Kto tylko może, organizuje jakiś skuterek, garkuchnię i przyrządza na poczekaniu wspaniałe i przesmaczne potrawy. Inni wyplatają naczynia z trzciny czy liści palmowych. Jeszcze inni mają stoiska z biżuterią, kapeluszami, ubraniami. Wszyscy są bardzo mili, uczynni, nieba by przychylili. W hotelu biegiem rzucają się, aby otworzyć turyście drzwi. Wciąż pochyleni w ukłonie, wciąż życzący wszystkiego dobrego. Jedźcie więc tam, póki jeszcze nie ma takich tłumów – zobaczycie Kambodżę taką jaką jest, niezafałszowaną turystycznymi zwyczajami, szczerą i przyjazną.
Sam wjazd jednak to istna przeprawa. My wjeżdżaliśmy drogą lądową z Tajlandii, w mieście Aranyapradet po stronie Tajlandzkiej. Ważne jest aby walizki dać przewoźnikom, którzy przetransportują je przez granicę i wszelkie kontrole (prześwietlenia). Jest to płatne ale podobno ułatwia przekroczenie granicy i nikt się nie czepia. Taka forma łapówki. Poniżej na zdjęciu właśnie taki przewoźnik :o)
A tu wkraczamy już do Królestwa Kambodży:
Jeszcze tylko formalności graniczne i wiza, obowiązkowe zdjęcie przy okienku urzędnika i można ruszać :o)
Hotel był naprawdę wspaniały i mogę go z czystym sumieniem polecić. Czysty, z przemiłą obsługą i obowiązkowymi butelkami z wodą (w Kambodży i Tajlandii woda z kranu nie nadaje się do picia i nawet zalecane jest aby zęby myć butelkową). Prawda, że piękny hotel?
Mieszkaliśmy w mieście Siem Reap, które jest w pobliżu świątyń Angkor Wat. To spore miasto i nawet w nocy jest tu ruch.
Oczywiście nie mogliśmy przeoczyć słynnej Pubstreet, pełnej pubów, klubów, restauracji i przeróżnych sklepów. To tutaj skupia się życie nocne.
Dla chętnych i odważnych – tam można zjeść pająka, jakąś larwę czy innego robala…My się nie odważyliśmy :o)
Za to sprawiliśmy sobie lody zrobione na poczekaniu, pyszne! Na mrożącej płycie lodziarz rozsmarował owoce z mleczkiem kokosowym i potem trochę zamieszał, poskrobał i włożył te pyszności do kubeczka. Ceny w dolarach – dolar jest obowiązującą walutą w Kambodży obok ich własnej waluty, więc nikt nie musiał nic wymieniać :o)
Na Pubstreet znajduje się również słynny klub Angkor What serwujący drinki w wiaderkach…
Zarówno w Tajlandii jak i w Kambodży, na każdym kroku są małe lub duże kapliczki, dosłownie wszędzie,w klubach, restauracjach a nawet w sklepach. Na poniższym zdjęciu widać taką kapliczkę na końcu „korytarza”.
W mieście znalazło się jednak również miejsce dla bezcłowego raju – na kilku piętrach bardzo przyjazne ceny, dosłownie wszystkiego!
Tymczasem w kambodżańskich centrach ogrodniczych….
A tak mieszkają zwyczajni ludzie.
Podczas upałów przenoszą się na poziom gruntu, gdzie jest nieco chłodniej.
W tym domu rośnie nowy, śliczny,słodki obywatel :o)
Poniżej elegancka łazienka. Jest pompa z wodą,więc ta rodzina ma już wyższy status…
Przy domu pola ryżowe i jakaś chuda krowina.
Jednak paradoksalnie, ci ludzie są wciąż uśmiechnięci i życzliwi…Mimo swojej smutnej historii. Zwiedzaliśmy Muzeum Min Lądowych, które naprawdę jest wstrząsające. Do dziś wiele osób ginie lub zostaje kalekami w Kambodży na skutek wciąż jeszcze nierozminowanych terenów.
Jest też niestety akcent polski…
Jak już wspomniałam, tu nie ma żebraków. Żyjące,kalekie ofiary min przeciwpiechotnych zarabiają na siebie. Tutaj,w świątyni Angkor Wat grupa takich mężczyzn gra ludowe khmerskie utwory.
Jeszcze z takich klimatów kambodżańskich – dziewczynki dzielą się ciastkami, które dostały od jakiegoś turysty :o)
A pożegnano nas w hotelu tak…będą tęsknić :o) My też!
W następnym odcinku pokażę Ci słynne, magiczne i tajemnicze świątynie, będące tłem do filmów :o)