„A to będzie ciekawe”, pomyślał Bożydar czytając maila od klienta, „jasny gwint! nie byłem jeszcze w takiej rezydencji!” Bożydar jako architekt, jeszcze na stażu widział wiele różnych rozwiązań. Ale od czasu gdy założył własne biuro, taki klient trafia się po raz pierwszy. W sumie to nie projekt od zera a rozbudowa, ale jak wiadomo, potem są zawsze następne zlecenia i następne a potem kontakt ze znajomymi klienta i polecenia.
W umówionym dniu Bożydar stawił się pod wskazanym adresem i oniemiał wpatrzony w piękną, nowoczesną linię budynku. Zaproszony do środka, rozglądał się z ciekawością. Już w holu jego uwagę przykuł ogromny obraz przedstawiający walkę torreadora z bykiem. Krew lała się strumieniami i Bożydar mógłby przysiąc, że nawet widział na podłodze małą czerwoną kałużę.
– Piękne, prawda? – puszył się właściciel rezydencji – przywiozłem z Hiszpanii.
– Hmmm… – zająknął się Bożydar i chęć powiedzenia prawdy walczyła w nim z chęcią przypodobania się klientowi, bo przecież klient nasz pan i w ogóle…- Piękne ale dramatyczne – wybrnął z dyplomacją.
Przeszli dalej do wschodniego skrzydła budynku. Tu była część prywatna z sypialniami, własnym spa, basenem, saunami, gigantycznymi łazienkami i wszystkim o czym Bożydar mógł na razie sobie tylko grzecznie pomarzyć. Ok, to wszystko można sobie jeszcze wyobrazić ale było też coś czego nikt by się nie spodziewał. Był pokój z wielką czerwoną, okrągłą, skórzaną kanapą obok której tkwiła srebrna rura łącząca podłogę z sufitem. Naokoło, na ścianach, z aktów spoglądały kobiety w przedziwnych, wręcz akrobatycznych pozach. Gdy Bożydar w skupieniu, przechylając głowę i wpatrując się w te obrazy, usiłował pojąć możliwości gimnastyczne ludzkiego ciała, gospodarz machnął ręką ze zniechęceniem i powiedział:
– Eee tam, takie tam. To był pokój rozrywek.
– A już nie jest? – rzucił Bożydar i ugryzł się w język. Przecież to głupio tak dopytywać.
– Ano nie. Teraz mieszkam tu sam. Jestem po rozwodzie.
– Współczuję – wydukał nieśmiało Bożydar. „Cholera”, pomyślał, „to pewnie przez to malowidło”. Czytał gdzieś, że nie powinno się wieszać takich krwistych obrazów w domu. Ale gdy weszli do sypialni, zobaczył dwie straszne rzeczy, które zmroziły go doszczętnie; skośny sufit i wielkie łoże stojące na wprost drzwi wejściowych, w pozycji trumiennej. No tak przynajmniej określano takie położenie w książkach, które jakiś czas temu sprzedał na Allegro. „Nosz kurde, sprzedałem te książki a trzeba było zachować, przecież tu się wszystko sprawdza!” – pomyślał ze złością.
Właśnie tę sypialnię zamierzał gospodarz przebudować. Źle mu się tu spało, cierpiał na bezsenność, budziły go koszmary. Życie osobiste przypominało jedną wielką katastrofę. Za to z pieniędzmi kłopotu nie było. Chociaż coś…
– To pewnie jakieś złe miejsce. Jakiś czort tu siedzi – powiedział do Bożydara – Niech pan cokolwiek tu zmieni, ale spanie to ja chcę na tym samym miejscu bo lubię patrzeć w gwiazdy. O! Garderobę można powiększyć! – dodał. Tymczasem Bożydar rozglądał się dookoła i zastanawiał się ile jeszcze zobaczy tu złych znaków. Gdy gospodarz odwrócił się na chwilę sięgając po swoje notatki, Bożydar schylił się delikatnie i uniósł prześcieradło w okolicach środka łoża. „Bingo!” pomyślał, „są dwa oddzielne materace!” Nad łożem, po obu stronach ciężkiej kryształowej lampy, były dwa okna dachowe, w których pięknie było widać niebo i czubki wysokich drzew pobliskiego lasu. „Na szczęście nie ma widocznych belek przecinających łóżko”, odetchnął z ulgą. Pooglądał, zrobił zdjęcia, pomierzył i udał się do domu.
„Chyba mam już pomysł jak to rozwiązać!”, pomyślał z zadowoleniem, stojąc w korku. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.