Wiele razy spotykałam się z opinią, że jeśli coś jest w Internecie, to jest własnością wszystkich czyli niczyją i można to sobie tak po prostu wziąć. Ze zdziwieniem odkrywałam moje artykuły czy moje tłumaczenia, zamieszczone na innych stronach, podpisane innym nazwiskiem. Zdarzyło się również, że ktoś używał mojego sloganu reklamowego (który wymyśliłam parę lat wcześniej i stosowałam na mojej stronie www) i na moją grzeczną prośbę o zaniechanie tej praktyki, usłyszałam w odpowiedzi „to sobie zastrzeż”. Czyli nie ma co liczyć na przyzwoitość, potrzebne są paragrafy :o( No cóż, zastrzegłam.
Widziałam też wiele razy, że ludzie żywcem kopiują cudze teksty, zmieniając parę zdań i uważają, że to w porządku. Bo przecież zmienili parę zdań, w paru miejscach użyli innego słowa. To przecież nie kradzież. Oni nic nie ukradli. Co jakiś czas wybucha afera, że ktoś w swojej powieści zamieścił fragmenty innych dzieł albo nawet skopiował całe dzieło i wydał pod swoim nazwiskiem.
Ale prawdę mówiąc, to jest kochani kradzież. Nie taka materialna. Nic tej osobie nie zabraliśmy i nie wynieśliśmy z jej domu. Ukradliśmy natomiast czyjeś dzieło. Czyjś czas. Coś, co ktoś tworzył być może bardzo długo i wkładając w to swoje serce, swoje siły. Tego nie widać. Na zewnątrz widać słowa czy obrazki. Ale za nimi kryje się czyjaś praca, czasem naprawdę trudna i odpowiedzialna.
Dlaczego tak się dzieje? Czas, kochani. Czas. Szkoda nam czasu na opracowanie własnego tekstu, bo przecież trzeba by było poczytać jakieś źródła, przygotować się. A tu szkoda czasu. No i trzeba też mieć zdolności, żeby tak ładnie coś ując w słowa. Myk i mamy gotowy tekst. Ha! Czytajcie i podziwiajcie jaki (jaka) jestem dobry (dobra)! Jak wspaniale piszę i jak kreatywnie. Jak mądrze! Szybko. Na stronie szybko przybywa tekstów.Bo strona ma przynieść pieniądze. Im szybciej tym lepiej. A że jedziemy po te pieniądze na cudzych plecach? Who cares…
Są pewnie różne rodzaje (modne ostatnio słowo – sorty :o)) ludzi. Dla mnie użycie czegoś cudzego jako swoje, byłoby porażką. Bo to by znaczyło, że nie jestem kreatywna, jestem kiepska i po prostu do kitu. Moje ego umarłoby z głodu. Owszem, często sięgam po cudze teksty aby je tłumaczyć na polski. Jednak zawsze mam pisemne pozwolenie autora i pod tekstem umieszczam stosowną notkę. Jeśli znajduję fantastyczne grafiki, świetnie obrazujące mój artykuł – zawsze proszę autora czy właściciela praw autorskich – o pozwolenie. I uważam, że tak właśnie trzeba. To jest wzajemny szacunek. Uczciwość. Po prostu.
Oczywiście jedni są bardziej kreatywni, inni mniej. Na przykład blogerzy. Ci mniej kreatywni nie są przecież zobowiązani stawać w szranki z mistrzami pióra. Niech piszą po swojemu, w swoim stylu. Też znajdą swoją niszę. Albo niech zajmą się szydełkowaniem.
Jeśli chcemy ozdobić naszą stronę czy artykuł zdjęciami i grafikami – zawsze pytajmy o pozwolenie, o zasady licencji. Można kupić zdjęcie. Zdjęcie to dzieło. Ktoś ma talent i z tego żyje. Ten fotograf tak zarabia. No widzisz, w pewnym sensie używając jego zdjęć, kradniesz mu realne pieniądze. Wiedziałeś?
Ale nie musisz nawet kupować. Jest sporo miejsc, gdzie artyści zamieszczają swoje dzieła, zezwalając na swobodny użytek i nawet nie wymagając podpisania takiego zdjęcia. Ja często korzystam z takich stron, przygotowując swoje szkolenia czy artykuły a nawet strony www. Co jakiś czas jednak „kupuję artystom wirtualną kawę” (czyt. pomagam opłacić serwer). Być może kiedyś i ja wrzucę tam jakieś moje zdjęcia i pozwolę aby powędrowały w świat i upiększyły czyjąś stronę. By wywołały uśmiech.
Jeśli w swoim artykule czerpiesz obficie z innego autora – napisz uczciwie, że tworzysz artykuł w oparciu o taki a taki artykuł, albo korzystasz z dorobku takiego a takiego autora. Gdy ten nieznany ci osobiście człowiek trafi kiedyś na twoją stronę, będzie mu miło. Będzie dumny, że jego praca zawędrowała tak daleko. Sprawisz komuś przyjemność. Wyślesz w świat dobrą energię.
Tak to działa. Szanujmy się nawzajem i bądźmy uczciwi. Zabranie czegoś z Internetu bez pytania to kradzież. Może nikt nas za rękę nie złapie, nikt przed sądem nie postawi. Ale sami będziemy czuć do siebie pogardę. Jeśli mamy oczywiście coś takiego jak sumienie.