Zawsze mnie ciekawiła przednia część samolotów, gdzie mieszczą się mityczne fotele pierwszej klasy, klasy business czy premium. Niestety skorzystanie z tej opcji wymaga bardzo dużych dopłat. Jednak tym razem trafiła się okazja i propozycja nie do odrzucenia :o) Dzień przed wylotem na Kubę otrzymaliśmy telefon z biura podróży z zapytaniem czy przypadkiem nie chcielibyśmy dopłacić kilkuset złotych za przelot w klasie business, w obie strony dla dwóch osób (łącznie wyszło 1400 PLN). Mnie w ogóle zaskoczyło takie pytanie! Jasne, że ponad dziesięciogodzinny lot z możliwością przyjęcia pozycji leżącej wart jest tej dopłaty. Tak więc nie protestowaliśmy :o)
Podejrzewam, że ta niecodzienna propozycja ma jakiś związek z aktywowaniem kierunku południa z Gwiazdą Cesarską 5… Zazwyczaj wtedy dzieje się coś niezwykłego – o innych moich przygodach związanych z tą energią czytaj w serii „Cesarz i samoloty” :o)
Przyjemności korzystania z klasy business zaczynają się już na lotnisku – bagaż nadaje się w praktyce bez kolejki, w osobnym stanowisku check-in. Następnie po obejrzeniu i obmacaniu przez kontrolę bezpieczeństwa, można skorzystać z saloniku dla VIP-ów. W Warszawie jest to przyjemnie urządzona oaza spokoju, z łagodnym szumem wody sączącej się przy ścianie.
Przez okno można popatrzeć sobie na swój samolot…
Głodnego solidnie nakarmią i napoją – wszystkie dania, ciepłe i zimne oraz napoje (również alkohole) są zawarte w cenie dopłaty za klasę business. Wszystko wysmakowane i elegancko podane. Na zdjęciu poniżej jest stanowisko napojów. Z lewej strony ciągnie się wystawa dań, deserów, sałatek i innych różności…
Kolejne plusy to osobny „rękaw” prowadzący do samolotu i brak tłoku przy wejściu.
W samolocie (lecieliśmy lotowskim Dreamlinerem) zastaliśmy owe mityczne fotele. I to prawda, że są tak wygodne jak wyglądają. Można w nich wyregulować wiele opcji, łącznie z profilem oparcia (osoby mające problemy z kręgosłupem będą tu mieć jak w niebie!) i rozłożeniem fotela na płasko. Wszystko na przyciski.
Każdy otrzymuje „wyprawkę” w gustownych niebieskich odcieniach barw Dreamlinera LOTu. Jest więc podusia (mogłaby być odrobinę większa…), mięciutki kocyk (nie zawadziłby odrobinę dłuższy…pewnie dlatego dostajecie niebieskie kolanówki o czym poniżej…) i kosmetyczka:
…która po otwarciu wygląda tak:
Mamy tu wszystko czego nam potrzeba – opaska na oczy, zatyczki do uszu, szczoteczka do zębów z pastą i mięciutkie skarpetki. Skarpetki są dość długie; dzięki temu mają szansę przykryć niedostatki kocyka…
Jeśli chodzi o posiłki, są naprawdę pyszne i pięknie podane – na białej serwetce. Stewardessa przychodzi i najpierw nakrywa stolik a potem częstuje nas posiłkiem. Wszystko było pyszne i można najeść się do syta. Co ciekawe, otrzymaliśmy metalowe sztućce. Najwidoczniej klienci klasy business nie miewają morderczych zapędów…
W piciu trzeba trzymać jednak umiar, ponieważ alkohole są bez limitu i co chwilę stewardessy proponują poczęstunek :o) Jeśli więc chcesz wyjść z samolotu o własnych nogach, pomyśl zanim sięgniesz po piętnastą whisky z colą :o) Podczas lotu na Kubę otrzymaliśmy obiad, potem talerz serów (można było wybrać ciasto zamiast sera) i przed lądowaniem – kolację. W druga stronę było podobnie. Z jednym zastrzeżeniem: w Varadero salonik VIP nie działa i nie działa też pierwszeństwo przy wsiadaniu – tłum kłębił się niemożebnie :o) Działały natomiast mityczne fotele, posiłki, alkohole i metalowe sztućce :o)
Po posiłku i skosztowaniu wyboru drinków, można obejrzeć film, poczytać książkę lub po prostu położyć się spać. Wygoda jest wystarczająca nawet dla wysokiego faceta. Podróż mija błyskawicznie!
Nie ma kolejek do toalet, ponieważ mamy osobne. Nie musimy też czekać na podanie posiłku – nasza szczęśliwa osiemnastka (tyle jest tu miejsc) otrzymuje wszystko sprawnie, elegancko i z uśmiechem. Reszta samolotu je później :o)
RADA: jeśli możecie pomarudzić, wybierajcie miejsce w drugim lub trzecim rzędzie, ponieważ tam monitory są w oparciu poprzednich foteli. W pierwszym rzędzie monitory są wyciągane i rozkładane, więc przeszkadzają gdy chcecie wyjść.