
Listopad jest wspaniałym miesiącem na podróże do cieplejszych miejsc po odrobinę słońca. Wybraliśmy więc Apulię, czyli okolice „obcasa” włoskiego buta. Pomimo że była to druga połowa miesiąca, temperatury były całkiem wysokie, około 20-tu stopni Celsjusza. Najlepszym sposobem jest wypożyczenie auta ale trzeba tu się wykazać mocnymi nerwami i o paru rzeczach wiedzieć wcześniej. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę tutejsze warunki, czyli tak zwany wkład własny, dziwnym trafem dwa razy większy niż w pozostałych częściach Włoch. Koniecznie trzeba wykupić więc odpowiednie ubezpieczenie. W prosty sposób mówiąc; jeśli samochód zostanie ukradziony, na koncie wypożyczającego pobrana zostaje suma około 20-tu tysięcy złotych :o) Po czym oczywiście z ubezpieczenia otrzymujemy te pieniądze z powrotem ale wyobrażam sobie to nerwowe oczekiwanie…. Przy kolizji czy zarysowaniu (o co w wąskich uliczkach wcale nietrudno) pobierana jest też spora sumka…Pożyczając auto, trzeba też mieć wysokie limity transakcji kartowych, ponieważ pobierana jest wysoka kaucja. Jeśli nie macie tych limitów podniesionych, trzeba to będzie wykonać na lotnisku gdzie nie sposób znaleźć wi-fi na tyle dobrego aby dostać się na swoje strony bankowe. Nas to spotkało i uwierzcie, jest trochę zabiegów z tym :o) Tak więc startujemy z Bari, z lotniska, naszym wypożyczonym autem (wypożyczalnia Loc Auto).
Było już późno, więc postanowiliśmy pojechać od razu do miejsca gdzie mieliśmy wykupiony nocleg w prywatnych apartamentach na starówce – miasteczka Polignano A Mare. Przy naszym domu powitał nas krzak obwieszony kotami :o)
W apartamencie kwestię wieszaków rozwiązano bardzo pomysłowo :o)
Oczywiście natychmiast wybraliśmy się na spacer po okolicy i przy okazji też wreszcie posmakować włoskiej kuchni. Miasteczko okazało się całkiem żywotne późnym wieczorem. Na placu gromadziły się grupki ludzi, żywo o czymś dyskutujących. Ani chybi jakaś manifestacja :o))
Z przyjemnością możemy polecić restaurację specjalizującą się w owocach morza, gdzie za przyzwoitą cenę można się porządnie najeść i napić wspaniałego wina.
Przy głównym placu jest też lodziarnia, gdzie można zjeść najlepsze na świecie włoskie lody. I potwierdzam, były nieziemsko pyszne. Aż tak, że nie zdążyłam ich sfotografować…
Miasteczko jest urokliwe i zamieszkane przez życzliwych i uśmiechniętych ludzi. Tutaj nikt się nie spieszy. Tak wygląda wejście na starówkę, za tą bramą wkracza się w zupełnie inny, baśniowy świat:
Uliczki są bardzo wąskie i auto lepiej zostawić gdzieś w okolicach placu i modlić się aby rano nadal tam stało i nadal nieporysowane :o) Uff, nam się udało…
Oto jedna z takich przytulnych uliczek:
Trzeba patrzeć nie tylko naokoło ale też w górę, ponieważ wiele ciekawostek czai się na balkonach i przy oknach :o)
Weekend, panie!
Jeśli nie butelki z winem to oliwa, i tak co chwilę :o)
Albo takie wejście – prawda, że sympatyczne?
Polignano A Mare położone jest na urwisku skalnym i jest wielopoziomowe. Idealne spacery na poprawę formy :o)
W niektórych miejscach zachowane są starożytne trakty z koleinami:
Na poboczach rosną opuncje i można się częstować do woli ich owocami :o)
Oprócz historycznych i widokowych zalet, Polignano słynie również z tego, że urodził się tutaj Domenico Modugno, znany z wykonania słynnej piosenki „Volare”. Nad morzem jest jego radosny pomnik:
W pobliżu Polignano A Mare, znajduje się wspaniała przyrodnicza atrakcja – Grotte di Castellana. Można zarezerwować bilety przez internet lub telefonicznie dzień wcześniej i warto wybrać dłuższą opcję – cały szlak, ponieważ na końcu jest najciekawiej :o)
Powitają Was informacją o zakazie zdjęć, ale potem się okazuje, że nie wolno tylko z lampą błyskową ze względu na zdrowie psychiczne mieszkających tu nietoperzy; jak się dowiedziałam – 60-ciu sztuk. Z czego dwa widziałam osobiście. Grota jest pięknie oświetlona i można zrobić piękne zdjęcia bez lampy. I uwaga: jeśli zapiszecie się na zwiedzanie z przewodnikiem włoskim (są też opcje z angielskim) to oznacza to dokładnie to, że przewodnik nie rozumie ANI SŁOWA w żadnym innym języku :o) Grota jest jednak przepiękna i jeśli będziecie w pobliżu, koniecznie tu zajrzyjcie!
I oto schodzimy w głębię…
W pierwszej komorze jest naturalne światło i ciekawe formy stalagmitów, przypominających baśniowe postacie. Zupełnie jak w krainie trolli…
Wyobraźnia ludzka jest niesamowita i po chwili zaczynamy rozpoznawać przeróżne postacie…
Ale to wszystko nic…na końcu czeka Biała Grota, bajeczne cudo dla którego warto iść te kilometry pod ziemią…Prawda, ze pięknie?
W drodze powrotnej szliśmy nieco inną trasą podziwiając wielokolorowe formy skalne.
Gdy wtem nagle przyłapaliśmy Trzech Króli w drodze do Stajenki :o) Mają jeszcze trochę drogi przed sobą, ale mam nadzieję, że zdążą…
Apulia to niezwykłe miejsce…Koty pełnią tu rolę strażników posiadłości :o)
W następnym odcinku Monopoli (nie, nie chodzi o popularną grę :o) i inne miasteczka Apulii. Zaglądajcie!